O historii, zainteresowaniach i osobistych sukcesach. Wywiad z Janem Chodkiewiczem, potomkiem rodu Chodkiewiczów związanych od wieków z Supraślem.

Kiedy był Pan ostatni raz w Supraślu?

Ostatni raz byłem dwa lata temu na otwarciu Biblioteki Publicznej. Wcześniej odwiedzałem Klasztor dwa razy. Najmilej wspominam ostatnią wizytą z okazji otwarcia biblioteki, dlatego, że wtedy poznałem Burmistrza, Radosława Dobrowolskiego oraz Dyrektora Centrum Kultury i Rekreacji Łukasza Lubicz-Łapińskiego. Pamiętam też bardzo miłą, ciepłą atmosferę zarówno jako gość i jako osoba, której rodzina związana jest z początkami Supraśla.

Czy jadąc do Supraśla, czuje Pan, że jedzie do rodzinnego miejsca?

Z pewnością jest dla mnie miejsce wyjątkowe. Nie jestem jednak w stanie powiedzieć po kilku wizytach, że to jest mój dom, ale szukam tam swoich korzeni i mam takie poczucie, że po prostu powinienem to robić.
Mimo tego, że groby współczesnych Chodkiewiczów są zarówno we Wrocławiu, jak i w Gdańsku to jednak wszystko zaczęło się na wschodzie, właśnie w Supraślu. I to jest dla mnie to miejsce, gdzie mogę się zatrzymać i porozmawiać z tymi, którzy odeszli.

A jak to jest być potomkiem Chodkiewiczów?

Jest to trudne. Jak każdy z nas mam w sobie emocje, które kształtują moje życie, a jednocześnie noszę w sobie bagaż doświadczeń, które determinują kim jako Chodkiewicz powinienem być – choć we krwi mamy szybką i mocną reakcję o czym wspominają już współcześni hetmana Jana Karola. Bywa więc to brzemieniem, ale jest jednocześnie wyzwaniem. Nie mogę i nie chce stracić tego co odziedziczyłem, nie chcę też „rozwodnić” tego co zostało niegodnym rodu zachowaniem. 
Z drugiej strony pomaga mi to kim jestem ponieważ zdarza mi się odwoływać do swoich przodków i czasem zastanawiam się jak oni postąpiliby będąc na moim miejscu.

Czy Pana miłość do mieczy ma coś wspólnego z pochodzeniem?

Zdecydowanie tak. Miłość do mieczy to miłość do tego kim jestem. Muszę władać bronią i swego czasu byłem w tym całkiem dobry. Obecnie ponownie wracam do swojej przygody z fechtunkiem, która nierozerwalnie jest połączona z moim dziedzictwem, z tym co jest we mnie.

Jednocześnie chciałbym pielęgnować więcej cech przeszłości. Choć przyznam się, że jest mi wstyd, że zaledwie liznąłem greki, czy łaciny więc nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem Eques polonus sum, latinae loquer. Oczywiście mam świadomość, że jest to pewna fanaberia, dlatego, że nie są to umiejętności niezbędne w dzisiejszym świecie.

Pamiętam jak czytałem kiedyś pamiętnik ALEKSANDRA hr. Chodkiewicza z Młynowa, i byłem zdumiony ilością zajęć i czasu, który trzeba było poświęcić na naukę. Przygotowanie przyszłych kadr wojskowych nawet u schyłku I RP wymagało ogromnego poświęcenia. Podobnie było w złotym wieku XVI i dlatego Rzeczpospolita była tak znaczącym krajem. Jej elity miały ogromne kompetencje, wykształcenie i umiejętności – dokładnie odwrotnie do współczesności.

Wspominał Pan w jednym z wywiadów, że nawet po śmierci nie będzie dostatecznie dobry we władaniu mieczem...

To prawda, nie będę ponieważ nie jestem wojownikiem. Ja w słowie wojownik widzę dawne słowo, które opisywało zawodowego żołnierza. Jestem hobbystą i mogę się fechtunkiem zajmować z pasji. Od ludzi których spotkałem na mojej drodze wiele się nauczyłem, ale nie jest to na zasadzie zdobycia zawodu. Dawniej rycerz czy wojownik to był po prostu fach taki sam jak cieśla – idąc tropem porównania sławnego samuraja Musashiego Mityamoto - a sztuka władania bronią wchodziła w skład niezbędnych umiejętności. Dziś jest to ekscentryczne hobby XXI wieku.

A jak to się stało, że stworzył Pan miecz, którego cyfrowy obraz ruchu został wykorzystany w grze Wiedźmin?

Kontakt z CD Projekt (twórca serii gier komputerowych, stworzonych na podstawie sagi o Wiedźminie autorstwa Andrzeja Sapkowskiego) miałem już kilka lat przed pojawieniem się gry. Swego czasu zostałem zaproszony na spotkanie do Warszawy, aby pokazać różne techniki fechtunku. Minął jakiś czas i zgłoszono się do mnie ponownie z prośbą o wykonanie miecza, jednak nie wiedziałem, że ma on być wykorzystany w grze. O tym dowiedziałem się później. W sumie stworzyłem dwa miecze. Najważniejszy dla mnie jest miecz, który pojawił się w „motion capture” (technika stosowana w filmach i grach komputerowych, polegająca na „przechwytywaniu” trójwymiarowych ruchów aktorów i zapisywaniu na komputerze. Dzięki niej zarejestrowane postacie poruszają się bardzo naturalnie i realistycznie). Dołożyłem więc swoją cegiełkę do gry i fabuły, którą bardzo lubię.

Gratulacje. I na koniec pytanie – kiedy wybiera się Pan do Supraśla?

Myślę o tym i być może wybiorę się jesienią tego roku. Od mojej ostatniej wizyty sporo się dowiedziałem i nadszedł czas, aby to zgłębić na miejscu.

Foto: archiwum prywatne